Spotkanie poświęcone pamięci Henryka Obcowskiego i Leszka Marcińca odbyło się 25 września w Miejsko – Gminnej Bibliotece Publicznej w Busku – Zdroju.
Wspominaliśmy świetnych pisarzy, nauczycieli i wychowawców wielu pokoleń młodzieży. Byli wybitnymi obywatelami naszego miasta. Ogólnie znani i szanowani.
Na spotkaniu honorowi goście – rodzina obydwu pisarzy – żona Leszka Marcińca Stanisława Marciniec oraz córka Katarzyna Jurczyk, a także żona Henryka Obcowskiego Maria Obcowska, córka Jolanta Obcowska-Markowska i wnuki.
Wśród osób, które zabrały głos podczas wspomnień byli: Stanisław Nyczaj, Artur Osiński, Alicja Staworzyńska, Jan Chruśliński, Ewa Marciniec i Jan Wesołowski.
Leszek Marciniec (1940–2010) nauczyciel, pisarz, regionalista, miłośnik Ziemi Buskiej. Urodził się w Łagiewnikach.
Gawędziarz, człowiek szerokiej wiedzy i wielkiej kultury. Pasjonat. Pisał szybko i dużo. Dzisiaj trudno byłoby wyobrazić sobie jakąkolwiek biblioteczkę domową w naszej gminie bez jego książek. Nie obejdzie się bez nich żadna praca, artykuł, książka, dotycząca Buska i okolic.
Pan Marciniec łatwo nawiązywał kontakty. Potrafił się dostosować do wymagań rozmówcy, wzbudzał zaufanie. Dowiadywał się rzeczy, o których czasami człowiek nikomu nie mówił, a jemu powiedział.
„Więzi i korzenie" wywołały wśród czytelników euforię. Ileż tam naszej historii, faktów, teorii, hipotez nawet. Ludzie odnajdywali dawnych znajomych, nauczycieli, lekarzy, sąsiadów. Coś niebywałego, a jednocześnie bliskiemu sercu. Tak ciepło przyjęta książka została wydana aż w trzech częściach. Trudno byłoby nawet wymienić wszystkie tytuły książek jego autorstwa – w buskiej bibliotece znajdziemy aż 25 tytułów, nie mówiąc już o artykułach prasowych, wykładach, pogadankach itd.
Jeszcze ludzie jego pokolenia byli ciekawi, tak normalnie, jak jest z tym, jak z owym. Chcieli rozmawiać, chcieli przekazywać swoją wiedzę, umieli to robić i mieli komu.
Wspomniał kiedyś w rozmowie ze mną o szklarni pana Tadeusza Imosy, ogrodnika ze „zdroju". Wchodziło się tam pośród srogiej zimy, po róże na czyjeś imieniny. Było ciepło, pachniało kwiatami i czymś nieokreślonym. Jakiż kontrast między tym co na dworze, a tym co w środku. Świeże kwiaty zimą. Teraz łatwo o nie, ale kiedyś... Kiedyś było inaczej.
Pusto w Busku bez jego charakterystycznej, szczupłej sylwetki, mądrych oczu, humoru, uśmiechu, charyzmy, prawdomówności, miłości bliźniego, honoru, wrażliwości. Podobno nie ma ludzi niezastąpionych. On jednak taki był.
Henryk Obcowski (1944-2016). Był częstym gościem naszej Biblioteki. Spotykaliśmy się najczęściej właśnie w atmosferze przesyconej książkami. Szarmancki, ujmujący w obejściu. Intelektualista i naukowiec. Rasowy, wspaniały polonista. Był zakochany w Ponidziu, urodzony tutaj, w samym jego sercu, w Chotlu Czerwonym. Pielęgnował tę miłość. Pisał, również poezję.
Posiadał rzadką cechę, szanował rozmówcę i potrafił słuchać. Nikomu nigdy nie dawał odczuć różnicy w wykształceniu. Równie dobrze czuł się na uniwersytecie i w chłopskiej chacie. Odkrywał wciąż ludowych poetów, muzyków, gawędziarzy. Sam zresztą grywał na instrumentach. Chronił zabytki, wiele o tym pisał. Był człowiekiem głębokiej wiary, zawsze wpatrzony w figurę Matki Bożej Łokietkowej.
Smakował mowę, zapobiegał jak mógł różnym naleciałościom, a już gwara... To był jego konik i kolejna książka. O Ponidziu i Wiślicy opowiadał z uczuciem i entuzjazmem.
Niejednokrotnie podczas spotkania słuchaczom stawały łzy w oczach – wspomnienia ludzi, których już nie ma tak działają. Ich książki trafiły pod strzechy, są czytane. Autorzy zapadli głęboko w nasze serca i tak pewnie już pozostanie.
Póki Nida płynie...